sobota, 6 kwietnia 2019

Znowu pływamy po Bangkoku

   Ostatnie dwa dni pobytu w Tajlandii pozwoliły nam nacieszyć się wodnym transportem, który jest w Bangkoku nie tylko najprzyjemniejszym, ale też często najszybszym sposobem na przemieszczanie się. Wiecznie zakorkowane ulice nie zachęcają do jazdy rozklekotanymi, choć tanimi, autobusami. Sky Train nie wszędzie dociera, ale chcąc spróbować wszystkiego, dwukrotnie skorzystałyśmy również z tej formy podróżowania:




   Łodziami przemieszczałyśmy się najchętniej, zwłaszcza pod koniec naszego pobytu w Bangkoku. Poniżej mapki obu tras, na rzece Menam (Chao Phraya) i kanale, nad którym położony był hotel Prince Palace (przystań Talad Bobae):
.


   Po obejrzeniu Świątyni Szmaragdowego Buddy postanowiłyśmy popłynąć rzeką Menam, aby jeszcze od strony wody sfotografować Wielki Pałac:



   O 11:00 miałyśmy się spotkać z Irenką, która nie wybrała się z nami do pałacu. A ponieważ było jeszcze dość czasu i już znalazłyśmy się nad wodą, wpadłyśmy też do Wat Arun, żeby zobaczyć, czy przy porannym świetle wygląda jakoś inaczej. I chyba było warto. To w końcu "Świątynia Świtu", a nie "Popołudnia" i zdjęcia wyszły jakoś lepiej:






    Kolejną łodzią popłynęłyśmy w stronę przystani Phra Arthit, podziwiając mijane nowoczesne budynki:








    Przepływaliśmy też obok zachodniego nabrzeża z kościołem Santa Cruz i świątyniami Wat Prayoon i Wat Kalayanamit oraz pod mostem Memorial Bridge:








    Wysiadłyśmy w pobliżu Khaosan Road i znów przeszłyśmy w okolice Pomnika Demokracji:







    Niedaleko Democracy Monument znajduje się jeszcze jeden ciekawy kompleks świątynny - Wat Ratchanadda. Jego budowa rozpoczęła się w 1846 roku, w czasach panowania trzeciego króla Syjamu z Dynastii Chakri, Phra Nangklao Chaoyuhua, zwanego Ramą III. Loha Prasat, będący częścią tego kompleksu, to wielopoziomowa struktura, składająca się z pięciu części, zbudowanych jedna na drugiej, o coraz mniejszym przekroju. Na ich krawędziach umieszczono w rzędach 37 ażurowych iglic, nawiązujących do 37 buddyjskich cnót, wymaganych do osiągnięcia oświeceniaCałość przypomina trochę świątynie birmańskie, ale w rzeczywistości jest kopią starego buddyjskiego projektu, znalezionego na Sri Lance, przy czym po pierwowzorze nie ma już śladu. Taka forma budowli oraz jej metalowy dach są zjawiskiem dość nietypowym w Tajlandii. 
    Loha Prasat nazwany jest często Żelaznym Zamkiem lub Żelaznym Klasztorem. Nazwa o tyle dzisiaj dziwi, że zwieńczenia iglic, niegdyś czarne, są od niedawna pokryte złotem i nie bardzo się z żelazem kojarzą:




   


   Z tego miejsca widać też Złotą Górę, na której już byłyśmy kilka dni wcześniej: 




W budynku na górę prowadzą kręcone schody, którymi dochodzimy do kolejnych poziomów:






   Z górnych poziomów pięknie widać panoramę miasta:



   Stąd  do naszego hotelu już tylko rzut beretem. Mijamy Fort Mahakan i dochodzimy do przystani, skąd łódka przetransportuje nas prawie pod same drzwi ;-)


  



    Na dziś to już wszystko, ale będzie jeszcze jedna notka na pożegnanie Bangkoku. Już teraz zapraszam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ochryda i skarby Bizancjum

    Z wiedzania Ochrydy część druga. Będzie sakralnie i po bizantyjsku bogato, bo wschodnie kościoły z różnych wieków od lat darzę sentyment...