Bardzo ciekawą wycieczkę odbyliśmy następnego dnia po przyjeździe do Odessy. Trochę była wyczerpująca, bo z wielogodzinnym przejazdem w każdą stronę, ale obfitowała w tak niepowtarzalne przeżycia, że warto było się trochę pomęczyć.
Delta Dunaju, szczególnie w swej ukraińskiej części, to miejsce niezwykłe. Bagniska, trzcinowiska i podmokłe lasy przecina sieć węższych kanałów i kanalików, tworząc zbiorowisko wysp, częściowo tylko zamieszkałych. Ponieważ za czasów ZSRR ta część imperium była zamknięta i niedostępna jako teren przygraniczny, przetrwała w prawie nie zmienionej postaci i jest jednym z najdzikszych miejsc w Europie.
W Rumunii, która posiada większą część delty Dunaju, od dawna już rozwija się infrastruktura turystyczna, ale Ukraińcy również szybko się uczą i mają swoje sposoby, by turystów przyciągnąć. Główna miejscowość na tym terenie to Wiłkowo. Osadę zamieszkiwali Lipowianie, potomkowie staroobrzędowców, którzy na mokradłach Dunaju w XVIII wieku założyli kolonię, znajdując schronienie przed prześladowaniami ze strony Rosjan. Na najdalszych obrzeżach imperium, zapomnianych i bagnistych, nikomu nie chciało się ich szukać. Dziś już ludność się nieco przemieszała, a starowierców nikt nie ściga.
Na zdjęciach pomnik Pierwszego Lipowana, a obok - świętego Mikołaja Cudotwórcy, dalej miejscowy cmentarz:
Naszą podróż rozpoczęliśmy w kompleksie turystycznym "Pelikan", gdzie wsiedliśmy na statek:
Opuściliśmy Wiłkowo i ruszyliśmy w rejs wśród dziewiczych zarośli, wypatrując kormoranów. Krajobraz niczym znad Amazonki - cicho, pusto, tylko chaszcze i dzikie ptaki. I my na naszej krypie:
Zatrzymaliśmy się dwa razy. Po pierwszej godzinie rejsu przybiliśmy do przystani, na której powitała nas zażywna jejmość w fartuchu - gospodyni w ośrodku Kwakenburg - i zaprosiła na obiad. Ucha (zupa rybna), gotowany karp i sum z sosem czosnkowym, chlebek z miodem i czerwone wino własnej produkcji, to dla nas jadłospis niemal egzotyczny:
Po krótkiej sjeście wypłynęliśmy w dalsza drogę i dotarliśmy do pięknych dzikich plaż przy tak zwanym Zerowym Kilometrze. Miejsce to jest symboliczną granicą między Dunajem a Morzem Czarnym. Nazwa sugeruje wprawdzie jakiś początek, ale Dunaj to jedyna rzeka w Europie, której pomiar prowadzony jest w odwrotnym kierunku: nie z prądem, a pod prąd. Czyli wbrew nazwie Dunaj się tu kończy, a nie zaczyna:
Szkoda, że nie można się tu rozłożyć na dłużej, ale niestety obowiązuje tu zakaz kąpieli. Na szczęście po drodze do Odessy są jeszcze inne plaże. Jedną z nich, w Primorsku, odwiedziliśmy na krótko, jako że czekało nas jeszcze około 250 kilometrów jazdy po kiepskich ukraińskich drogach:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz