niedziela, 23 lutego 2020

Drugi dzień w Phnom Penh, c.d.

    Z Muzeum Ludobójstwa wracaliśmy pieszo przez Bulwar Króla Sihanouka, przechodząc obok zabudowań świątyni Wat Langka, służącej do przechowywania świętych ksiąg (nadal są tam zgromadzone). Spotykali się tam mnisi z Kambodży i Sri Lanki, stąd nazwa Langka:








    Nieopodal świątyni znajduje się rozległy skwer, a na nim monumentalny Pomnik Niepodległości (Independence Monument) i statua „Króla Ojca”  Norodoma Sihanouka:








   Przy końcu skweru skręciliśmy w lewo, na północ, do Parku Wat Botum. Wzdłuż jego brzegu stoją liczne świątynie, m. in. powstała już w 1442 r. Wat Botum (Świątynia Kwiatu Lotosu), jedna z najważniejszych i najbardziej oryginalnych pagód w Phnom Pehn. Pochowano tu wielu polityków i wybitne osoby z miasta. Niestety pędziliśmy do hotelu, żeby się wymeldować, więc nie mieliśmy szans zajrzeć do środka. W samym centrum parku stoi typowo komunistyczny pomnik przyjaźni kambodżańsko - wietnamskiej:







    Budynek na kolejnym zdjęciu jest to Sąd Miejski, chociaż wygląda jak typowa buddyjska świątynia:







     Opuściwszy pokój zostawiliśmy bagaże w recepcji i wybraliśmy się jeszcze do położonej na tyłach hotelu pagody Ouna Lom (Świątynia Brwi) z 1443 r., gdzie w sanktuarium za głównym budynkiem umieszczono domniemane szczątki Buddy, w tym właśnie włos z jego brwi. Wokół usytuowano mnóstwo kapliczek, rzeźb i innych ozdób. A co trzymają młodzi podopieczni świątyni, nie udało mi się odgadnąć. Odczuwam też pewien dysonans między modlitewną postawą pani, a roześmianym mnichem:













    A tu Ala i ja z Jackiem:



     Na zakończenie kilka miejsc, które nie prezentują się może najlepiej, ale przypominają nam, że jesteśmy w Azji:




      A takie typowe obrazki z ulicznym jedzonkiem to ja akurat lubię:




  Po południu zostawiłyśmy Jacka i pojechałyśmy taksówką na lotnisko, z którego liniami Air Asia miałyśmy wylecieć do Bangkoku. Niewiele brakowało, a pojawiłby się poważny problem. Otóż nie wzięłam ze sobą wydrukowanych rezerwacji na bilet powrotny z Bangkoku do Warszawy, bo mi się nie wydawały potrzebne, zostawiłam je w walizce w hotelowej przechowalni. Pani na lotnisku nie chciała nas bez tego odprawić. Na szczęście działało wi-fi i udało mi się znaleźć maila z tymi rezerwacjami, ale nie bardzo rozumiem, dlaczego do wylotu z Kambodży konieczny jest bilet z Tajlandii do Polski. No, w każdym razie z Phnom Penh wyleciałyśmy, a i z Bangkoku dwa dni później także, po czym szczęśliwie dotarłyśmy do domu.
   I to już ostatnia notka z kambodżańskiej wyprawy 2020. Czy wrócę jeszcze w tamte strony? Czas pokaże, a jest jeszcze parę miejsc, które chciałabym zobaczyć, więc wykluczyć tego nie można.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ochryda i skarby Bizancjum

    Z wiedzania Ochrydy część druga. Będzie sakralnie i po bizantyjsku bogato, bo wschodnie kościoły z różnych wieków od lat darzę sentyment...