Hormoz jest niedużą wyspą położoną w Zatoce Perskiej. Nazywana jest czasem Czerwoną Wyspą, ze względu na zabarwienie piasku i skał. Swój kolor skały zawdzięczają różnym proporcjom soli i rudy żelaza. Występują tu przepiękne twory geologiczne w ogromnej ilości odcieni (geologowie naliczyli ich ponad 70!).
Dostaliśmy się tam promem pasażerskim kursującym z wyspy Keszm (miałam super miejsce na dziobie), a na miejscu przesiedliśmy się do terenówek:
Pierwszy raz zatrzymaliśmy się w pobliżu Gór Słonych, przy skałach zwanych Turkusowymi Boginiami. Faktycznie kształt formacji przywodzi na myśl cudownie piękne szaty. Całkiem przypadkiem tego dnia ubrałam się na turkusowo, a wcale wcześniej nie wiedziałam, że w takie miejsce dotrzemy:
Po kilkunastu minutach wróciliśmy z radością do klimatyzowanych aut. Temperatura na zewnątrz przekraczała 40 stopni, a przecież była to dopiero końcówka kwietnia. Co tam się musi dziać w lecie! Nie należy się zatem dziwić, że podjeżdżaliśmy co kawałek, bo spacer nie wydawał się najlepszym rozwiązaniem.
Kolejny postój nastąpił przy plaży, na której od lat tworzone są z kolorowego piasku przepiękne mandale. Są to charakterystyczne, podzielone na wiele części rysunki na planie koła. Nazwa wywodzi się z tradycji hinduskiej, a oznacza “koło życia" lub "święty krąg”, kształt koła uważany jest za symbol harmonii i doskonałości. Mandale z wyspy Hormoz siłą rzeczy są nietrwałe, ale bardzo piękne:
Nieco dalej znajduje się skalna jaskinia z solnymi naciekami, białymi i wielobarwnymi, ostatni fragment był doskonałą zapowiedzią następnej formacji, jaka odwiedziliśmy:
W Tęczowej Dolinie, bo ją właśnie miałam na myśli, spędziliśmy więcej czasu, bo też i było na co popatrzeć. Również i posłuchać, bo Mateusz jest przecież z wykształcenia geologiem:
Stamtąd przedostaliśmy się do niezwykle malowniczej Doliny Smoka:
Gdy dotarliśmy na jej skraj, wszyscy oniemieli z zachwytu. Zaskoczył nas piękny widok, jaki nam się nagle objawił, nikt się nie spodziewał w tym miejscu nadmorskiego klifu:
Po chwili znowu próbowaliśmy się ochłodzić w samochodzie, ale na tak krótkich odcinkach klima się nie sprawdzała i jechaliśmy raczej z otwartymi oknami, chłodząc się wiaterkiem. I tak dotarliśmy do czerwonej plaży, gdzie brodziliśmy sobie w letniej wodzie. Wszędzie wokół piasek miał intensywną czerwoną barwę, zaś sama plaża błyszczała jak posypana brokatem:
Próba podwinięcia nogawek przez niektóre moje koleżanki skończyła się zdecydowaną reprymendą jednego z irańskich gości, którego towarzyszki dzielnie się trzymały w swoich czarnych prześcieradłach:
Pan oczywiście miał prawo spodnie podwinąć ;-)
Na zakończenie pojechaliśmy do dawnej kamiennej twierdzy, zbudowanej przez Portugalczyków w 1515 roku. Postawiono ją na skraju wyspy, co ułatwiało jej obronę zarówno od strony lądu, jak i wody. Portugalskich kolonizatorów przepędzono po stu latach przy pomocy Brytyjczyków, co niespecjalnie zmieniło sytuację mieszkańców wyspy.
Mimo sporych zniszczeń twierdza nadal robi wrażenie i widać, że w czasach świetności była naprawdę potężna:
Wewnątrz obwarowań znajduje się podziemna cysterna na wodę:
Najbardziej zaskakującym obiektem twierdzy jest niski, płaski budynek na środku placu. Po idących w dół schodkach, a potem przez niskie drzwi wchodzimy do wnętrza i ...:
Kto by się spodziewał, że to miejsce kryje prawdziwie gotycki kościół!
Z górnego poziomu twierdzy można podziwiać piękne widoki:
I tym miłym akcentem kończymy opis wyspy Hormoz, gdzie spędziliśmy jeden z najciekawszych dni naszej wyprawy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz