Nasz ulubiony pilot, zapytany rano o plan na najbliższe godziny, podsumował go celnie, acz krótko: "Jedziemy, spacerujemy, jedziemy, spacerujemy, jedziemy, spacerujemy, jedziemy, spacerujemy". Przejechaliśmy tego dnia grubo ponad 500 km i zatrzymaliśmy się 6 razy na dłuższe postoje: słona rzeka, pustynia i kaluty, oaza z zamkiem, ogród Shazdeh, obiad w Mahan i położone naprzeciwko restauracji mauzoleum, a na zakończenie twierdza Bam.
Prawie wszystkie te miejsca już przedstawiłam na blogu, teraz je tylko uporządkowałam chronologicznie, a do opisania pozostała mi jeszcze ostatnia pozycja.
Miasto Bam założone zostało za czasów dynastii Sasanidów (225–651). Rozwijało się dzięki pielgrzymom odwiedzającym zoroastryjską świątynię ognia (pochodzącą z początków panowania wspomnianej dynastii) oraz dzięki temu, że było ważnym centrum na jedwabnym szlaku. Znane też było jako znaczący producent tekstyliów, cenionych zwłaszcza w świecie islamu. Bam zaczął tracić na znaczeniu po najeździe Afgańczyków w 1722. Miasto, opuszczone przez ludzi w XIX wieku, służyło jeszcze jako koszary dla armii aż do 1932. Intensywne prace restauracyjne rozpoczęto w 1953 r.
Dziś znane jest powszechnie dzięki starożytnym ruinom Arg-é-Bam, znacznie starszym od sasanidzkiego miasta. Była to swego czasu największa twierdza na świecie, a zbudowano ją z glinianej cegły, słomy i innych naturalnych składników. Jej początki sięgają czasów panowania dynastii Achemenidów (od V do III wieku p.n.e.) Twierdza obejmuje powierzchnię ponad 180 tys. metrów kwadratowych, a otaczają ją grube na 6-7 metrów mury, tworzące pierścień o długości ponad 1815 metrów:
26 grudnia 2003 r. Bam nawiedziło silne trzęsienie ziemi, w wyniku którego zniszczone zostało ponad 80% budynków miasta oraz starożytna cytadela. Zginęło ponad 26 tys. ludzi, a ponad 30 tys. zostało rannych. Dziś mozolnie podnosi się z ruin. Powoli, bo przy użyciu dawnych technik i materiałów, aby jak najlepiej odtworzyć dawne zabudowania. W 2004 krajobraz kulturowy miasta Bam został wpisany na listę światowego dziedzictwa UNESCO, co znacznie ułatwiło jego odbudowę. I z roku na rok powiększa się obszar, udostępniony do zwiedzania.
Wewnątrz pierwszej, zewnętrznej linii murów znajduje się starożytne miasto z licznymi budynkami mieszkalnymi i użytkowymi. Część z nich już odbudowano, resztę pokryto tymczasowo ochronną warstwą gliny:
W samym centrum, na wysokim wzgórzu, zbudowano cytadelę, która góruje nad okolicą:
Widoki z góry są oszałamiające, a zachodzące słońce czyni je jeszcze piękniejszymi:
Wieczorem dotarliśmy do hotelu, ale wcale nie był to koniec atrakcji. Czekała tam na nas wspaniała niespodzianka. Hotelowe sale wynajęto na wesele, na którym udało mi się znaleźć wraz z dwiema koleżankami. Na dolnym poziomie gościły panie z panną młodą, przez pierwsze kilkanaście minut był tam również jej małżonek. Ale zabawa na dobre rozpoczęła się dopiero, gdy udał się on, zgodnie z miejscowym zwyczajem, do męskiej sali piętro wyżej. Z włosów upiętych w fantazyjne koki nagle zsunęły się chusty, odsłoniły się dekolty bajecznie strojnych kreacji i młode dziewczyny ruszyły w tan. Panie, w obawie, że robione przez nas zdjęcia mogłyby trafić do internetu i ktoś mógłby je na nich rozpoznać, poprosiły nas, byśmy już więcej nie fotografowały, więc tych cudów nie mogę pokazać. Natomiast zostałyśmy zaproszone do jednego ze stołów i nakarmione weselnym posiłkiem, złożonym z jednego ciasteczka oraz banana, a nasze sąsiadki zabawiały nas rozmową. Oczywiście w farsi, więc uśmiechałyśmy się mile i na migi próbowałyśmy dojść do porozumienia:
Reza, nasz prywatny książę Persji, mówił nam później, że nie znosi chodzić na wesela, bo w wersji męskiej to strasznie nudne. Panowie siedzą przy stołach, jedzą tego nieszczęsnego banana, wypić nie mogą, więc rozmowa się nie klei i wszyscy czekają na koniec imprezy. Oczywiście nie wolno im zaglądać do damskiej sali, gdzie tymczasem zabawa trwa w najlepsze. Więc przynajmniej na weselach kobiety mają lepiej :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz