Nasz hotel opuściliśmy znowu wczesnym rankiem i ruszyliśmy w drogę. Pierwszy przystanek miał miejsce w Saryazd, 55 km od Jazdu. Znajdują się tam ruiny fortecy Qal'eh Sar Yazd z czasów dynastii Sasanidów (III - VII w. n.e.)
Ten wspaniały stary zamek był niegdyś wykorzystywany podczas inwazji wrogich sił jako gigantyczny, największy w Iranie a może nawet na świecie, sejf bankowy do przechowywania zboża, złota, biżuterii i innych cennych przedmiotów. Wysoką na trzy kondygnacje budowlę wykonano z cegły mułowej. Otaczają go fosa (obecnie pusta) i dwa rzędy grubych murów z wysokimi wieżami. Fosa ma szerokość 6 metrów i głębokość od 3 do 4 metrów. Jeśli atak przeniknął przez zewnętrzne elementy obronne, chroniły go jeszcze mury wewnętrzne, co sprawia, że konstrukcja była praktycznie nie do zdobycia:
Do zamku prowadzą dwa wejścia: główne i strażnicze. Wędrujący labiryntem korytarzy zamkowe odkrywają liczne małe, bezokienne schowki i zmurszałe ściany z popękanymi tynkami, za którymi zamurowywano przechowywane kosztowności. Łącznie jest tu 480 pomieszczeń, w różnych stadiach rozpadających się ruin.
Zamek okazał się nie do zdobycia również dla nas. Przyczyną był jakiś konflikt między jego obecnym prywatnym właścicielem, a władzami, które zabroniły udostępniania go turystom. Tak przynajmniej głosi wersja oficjalna. Na szczęście pojawiła się inna okazja obejrzenia ruin zamku z cegły mułowej, mniejszego wprawdzie, ale równie malowniczego. Na razie opuściliśmy nieprzyjazny teren i zajechaliśmy na chwilę do wioski. Jest tam stary wyremontowany karawanseraj, ruiny 1500-letniej bramy, prowadzącej do miasta i pomnik Arasza - legendarnego łucznika, który wypuścił strzałę, by oznaczyć granicę między Iranem a Turkmenistanem:
W karawanseraju dawało się wejść na dach, więc oczywiście nie mogłam takiej sposobności pominąć:
Przed bramą zrobiliśmy sobie trochę zdjęć, w tym również grupowe, takie nieco przewrotne. Ponieważ okolica wydawała się dość bezludna i nie musieliśmy się obawiać policji, panie zdjęły chusty, a panowie je założyli:
Dalej będzie nie całkiem chronologicznie, ale za to tematycznie - o piasku. O kolejnym zamku również.
Przeniesiemy się w przyszłość o 24 godziny (powrót z przyszłości jest przewidywany już w następnej notce), znajdziemy się na drodze z Kermanu do Bam, po czym odbijemy od głównej drogi jakieś 150 km w lewo. Naszym celem będzie pustynia Daszt-e Lut. Ma ona powierzchnię około 80 tys. km² (długość ok. 500 km, szerokość do 200 km) i znajduje się na wysokości 500-600 m n.p.m. Jest to pustynia pylasto-żwirowo-ilasta, zbudowana głównie z twardego i silnie zasolonego iłu. Deszcz tu pada niezwykle rzadko, a temperatura latem dochodzi do 70 stopni. Na południowych i wschodnich terenach pustyni występują wydmy oraz to, co najpiękniejsze, czyli Kaluty (Kaluts).
Po półtoragodzinnej jeździe zatrzymaliśmy się na brzegu słonej rzeki Shur River. Biała maź, grząska i oczywiście słona, lepiła się do butów, ale wyglądała fotogenicznie:
Stamtąd już bliziutko do słynnych skałek, zwanych Kalutami, gdzie brykaliśmy jak dzieciaki na plaży, robiąc sobie liczne fotki "na tle":
W ramach rekompensaty po niezbyt udanej wizycie w zamku Sar Yazd, spróbowaliśmy szczęścia w położonej nieopodal pustynnej oazie, gdzie ruiny zamku były bardziej dostępne:
Oaza jest niewielką wioską, w której bardzo skromnie żyje kilka rodzin:
Na tym zakończymy nasz piaszczysty przerywnik i możemy wracać do podziwiania kolejnych meczetów. Zapraszam do czytania następnej notki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz