piątek, 5 kwietnia 2019

Z wizytą u Jima Thompsona

    Być może należało w Ayutthai obejrzeć jeszcze kilka ważnych świątyń, ale zaczęło się robić gorąco i miałyśmy już trochę dość. Uznawszy, że zobaczyłyśmy wystarczająco dużo, zdecydowałyśmy się najbliższym pociągiem wrócić do Bangkoku, bo czekały nas tam jeszcze różne atrakcje.
    Po wyjściu z dworca wzięłyśmy taksówkę i, jak to już opisywałam wcześniej, kazałyśmy się zawieźć do hotelu po walizki, a potem do innego hotelu. Po naszych niskobudżetowych noclegach chciałyśmy zaznać trochę luksusu i na dwie kolejne noce zarezerwowałyśmy pokój w pięciogwiazdkowym Prince Palace. Kosztowało to raptem 70 zł od osoby ze śniadaniem (bardzo obfity bufet), w cenie basen i piękne widoki na miasto, więc zapowiadało się nieźle. Recepcja wraz z lobby i basenem zajmowała 11 piętro, a nasz pokój był na 27 piętrze:




   Od razu wyjrzałyśmy przez okno i pstryknęłyśmy kilka zdjęć, skorzystałyśmy z łazienki i zestawu kawowego, po czym ruszyłyśmy na rozpoznanie. Ostatnie z poniższych zdjęć zostało zrobione znad basenu:








   Ponieważ zaczęło się ściemniać, poszłyśmy na szybki spacer po okolicy. Trafiłyśmy na niezłe jedzenie, poszwendałyśmy się po słabo zaopatrzonym bazarze z ciuchami, po czym wypatrzyłyśmy nocny targ owocowy:







    Targ położony był wzdłuż kanału i na mostach, więc wieczorem, gdy już zrobiło się całkiem ciemno, prezentował się szczególnie malowniczo:



    W końcu wróciłyśmy do hotelu, zaliczyłyśmy jeszcze nocne widoki i trzeba się było udać na spoczynek, a po wczesnym śniadanku ruszyłyśmy w drogę:





    Teraz muszę trochę oszukać z chronologią, bo wyprawa z 19 lutego wymaga osobnej notki, a dla odmiany opiszę program z 20 lutego, bo był nieco mniej bogaty. Ale po takim samym śniadanku ruszałyśmy, więc zdjęcie jak najbardziej pasuje. Z tarasu przy basenie było widać kanał, po którym kursują wodne tramwaje. Takim własnie środkiem lokomocji podróżowałyśmy kilkukrotnie z Prince Palace i z powrotem:





   Tym razem wybrałyśmy się do Muzeum Jima Thompsona. Ten amerykański architekt, żołnierz i agent wojenny, a w końcu przedsiębiorca i milioner, osiadł w Tajlandii po zakończeniu II wojny światowej. W 1948 roku założył Thai Silk Company Ltd, która  tysiącom kobiet pomogła wyrwać się z ubóstwa dzięki pracy przy produkcji jedwabiu, jaką mogły wykonywać tradycyjnymi metodami w swoich domach. Jemu natomiast pozwoliła stać się milionerem. W magazynie "Time" stwierdzono, że praktycznie samodzielnie uratował tajski przemysł jedwabniczy przed zniknięciem, za co jest dziś szanowany i nazywany Thai Silk King. W 1967 roku Thompson, będąc z wizytą u znajomych w Malezji, nie wrócił ze spaceru i mimo poszukiwań, zakrojonych na szeroką skalę (11 dni, ponad 500 osób, w tym armia, policja, łowcy nagród itp.) niczego nie znaleziono i tajemnica jego zniknięcia do dziś nie została rozwiązana.


   Jim Thompson był także głównym kolekcjonerem sztuki Azji Południowo-Wschodniej, która w tamtym czasie nie była zbyt dobrze znana na świecie. Zachwycony subtelnością kunsztu i ekspresji azjatyckich artystów, zbudował dużą kolekcję historycznych buddyjskich posągów i tradycyjnych tajskich obrazów, wykonanych z drewna, tkanin i papieru. Zbierał świecką sztukę nie tylko z Tajlandii, ale z Birmy, Kambodży i Laosu, często podróżując do tych krajów. Jego kolekcja składała się także z białej i niebieskiej porcelany z Chin, która trafiła do Tajlandii około XVI i XVII wieku. 
     W 1958 roku rozpoczął budowę nowego domu, aby zaprezentować swoje dzieła sztuki. Miał się on składać z kombinacji siedmiu tradycyjnych domów w stylu tajskim, zbudowanych głównie z drewna, oraz różnych starych tajskich konstrukcji, które zostały zebrane ze wszystkich części kraju. Niektóre z nich miały ponad 100 lat. Po zakończeniu budowy wypełnił swój dom przedmiotami, które zebrał w przeszłości. 










  Całość znajduje się w pięknym ogrodzie, pełnym okazałych roślin, z wodnymi zbiornikami, gdzie przyjemnie spędza się czas w upalny dzień:










   Ponieważ Jim Thompson był twórcą, czy może raczej mecenasem, przemysłu jedwabniczego w Tajlandii, więc w jego muzeum można obejrzeć proces produkcji i zakupić gotowe wyroby:






   I na tym zakończę, ale o Bangkoku będzie jeszcze sporo, kolejne notki już się tworzą.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Berat - miasto okien

     Kolejny cudowny dzień w Albanii spędziliśmy w Beracie, jednym z dwóch albańskich miast - muzeów, które jest w całości wpisane na listę ...