wtorek, 3 września 2019

Literka M - Moni Arkadi i Margarites

   W piątek byliśmy umówieni z rezydentką naszego biura na dość głupią porę, 11:30. Gdyby to było poprzedniego dnia, nie mielibyśmy żadnego problemu, bo cały dzień spędziliśmy w Rethymnie. Musieliśmy też podjąć decyzje, dotyczące ewentualnych wycieczek fakultatywnych. W związku z tym nie wiem, czemu w ogóle tego spotkania nie odwołałam. Ale skoro tego nie zrobiłam, trzeba było opracować plan ratunkowy. Zdecydowałam się na Moni Arkadi busem KTEL o 13:30 i w sumie była to dobra decyzja. Chciałam pokazać klasztor i trochę "prawdziwej" Krety Zbyszkowi.
   Niestety jakość zdjęć ani program wycieczki nie umywa się do tego sprzed 4 lat. Tamten wyjazd był wspaniałą, szaloną przygodą, a aparat też miałam dużo lepszy. Zapraszam do czytania starych wpisów, bo sporo się wtedy działo. Adres łączny do opisu całego wyjazdu: Kreta 2015A tutaj już tylko ta jedna notka, w której opisałam klasztor Moni Arkadi, ale nie tylko, więc trzeba trochę przewinąć albo przeczytać całość. 
    
    Teraz wrzucę zestaw nowych zdjęć Moni Arkadi, a do opisu zapraszam na starego bloga (potem, w dalszej części notki, opiszę tylko drugą część wycieczki, bo poprzednim razem w Margaritas nie byłam).
  W porównaniu z rokiem 2015 pergole na dziedzińcu klasztornym ładnie zarosły, więc całość nabrała bardziej przyjaznego klimatu, dzięki czemu tegoroczne zdjęcia wnoszą też coś pozytywnego:





























   Na kolejnym zdjęciu widać w oddali część drogi, wiodącej na górę do klasztoru, a na ostatnim - pomnik bohatera wydarzeń z 1866 roku, Kostisa Giamboudakisa, stojący w Rethymnie i już przeze mnie prezentowany w jednej z poprzednich notek:  



























    Teraz będzie dygresja na temat komunikacji publicznej na Krecie. Busiki KTEL do Arkadi jeżdżą niby według rozkładu, to znaczy z dworca autobusowego wyjeżdżają prawie o czasie, za to potem - pełna swoboda. A oto, jak to wyglądało w naszym przypadku:
     Na trasie Rethymno - Arkadi złapaliśmy jakieś 15 minut opóźnienia z powodu korków w mieście i nie wiedzieliśmy, czego się możemy spodziewać za godzinę. Wtedy miał nadjechać kolejny bus na tej samej trasie, jadący dalej przez wioskę Margaritas, którą chcieliśmy też odwiedzić. Na wszelki wypadek woleliśmy przyjść na przystanek nieco wcześniej, bo ten następny mógł być spóźniony mniej albo wcale. Stąd duża ilość zdjęć, robionych już poza klasztorem, w okolicy kapliczki z czaszkami (tym razem nie zdecydowałam się do niej  wejść) i grobów mnichów z klasztoru.
    Następny busik też był spóźniony, ale już tylko 10 minut.
   Za to z Margaritas mieliśmy dwie możliwości: wrócić po półgodzinnym spacerku albo godzinę później. Ten wcześniejszy bus przegapiliśmy, bo przyjechał kilka minut przed czasem, więc potem warowaliśmy na przystanku już dużo wcześniej, bo był to już ostatni kurs tego dnia i nie mielibyśmy jak wrócić. I okazało się, że słusznie tam warowaliśmy, bo ten dla odmiany był 13 minut przed czasem, a oprócz nas nikt na niego nie czekał. Tak więc wróciliśmy szczęśliwie i mieliśmy jeszcze czas po raz kolejny pospacerować po Rethymnie. 
   Niemniej to zamieszanie z busami odcisnęło piętno na naszej wycieczce. Gdybyśmy od razu wiedzieli, że zostajemy tam 1,5 godziny, zupełnie inaczej rozplanowalibyśmy czas i pewnie zjedlibyśmy też jakiś posiłek. Tymczasem najpierw się spieszyliśmy na pierwszego busa (a i tak nim nie pojechaliśmy), potem siedzieliśmy ponad 20 minut na przystanku, bo nie wiedzieliśmy, że już był, a na koniec znowu zostało nam niecałe pół godziny, bo już na ostatni bezwzględnie musieliśmy zdążyć.
   A teraz już przedstawiam wioskę Margaritas. Położona w odległości kilkunastu kilometrów od Arkadi, dla zmotoryzowanych jest też dostępna inną drogą, od strony Peramy, Panormos czy Skalety.  W wiosce od wieków, a może i tysiącleci, dzięki złożom doskonałej gliny, kwitnie sztuka garncarstwa. Metody produkcji praktycznie nie zmieniły się od lat. Wytwarzana tam ceramika to przede wszystkim naczynia różnych kształtów oraz ozdobne przedmioty czy figurki. Wszystko jest bajecznie kolorowe, również ściany domów, udekorowane ceramicznymi elementami:


















   Na zdjęciu powyżej pomnik Gawrila, jak rozumiem z podpisu (ach, ta moja znajomość greki ;-)) mnich z Moni Arkadi, który zginął z pozostałymi w czasie wybuchu w 1866 roku.
   W centralnej części wioski jest sporo ładnych domów, bizantyjski kościółek św. Jana Ewangelisty (Agios Ioannis Theologos, podobno z freskami z XIV w., ale niestety był zamknięty), mała kapliczka w górnej części wioski (nadal przy głównej drodze) i liczne tawerny:







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Berat - miasto okien

     Kolejny cudowny dzień w Albanii spędziliśmy w Beracie, jednym z dwóch albańskich miast - muzeów, które jest w całości wpisane na listę ...