poniedziałek, 24 sierpnia 2020

Archipelag Kornati

   Po zwiedzaniu Zadaru wybraliśmy się na rejs wokół Archipelagu Kornati z krótkim pobytem na jednej z wysp. Stateczek był niewielki, akurat dla takiej grupy, jak nasza, licząca około 30 osób. Był powitalny drink, a także jakieś kanapki i napoje, które mogliśmy konsumować przy stołach. Płynęliśmy w jedną stronę około 2 godzin, podziwiając widoki:









   A teraz trochę danych liczbowych. Kornatski Otoci czyli wyspy Archipelagu Kornati (pierwotnie ­Coronati – "korona, wyspy koronne") to największy na Adriatyku zespół wysp. Składa się ze 147 różnej wielkości wysp, wysepek i raf, zajmujących niemal 300 kilometrów kwadratowych. Rozciągają się na długość 35 kilometrów i szerokość 13 kilometrów pomiędzy wyspą Dugi Otok na północnym-zachodzie, Zirje na południowym-wschodzie, a także Pasman, Vrgada i Murter na północy i północnym-wschodzie. Archipelag dostał nazwę po największej wyspie - Kornat, która zajmuje 32.62 km2. W południowo -zachodniej części, w stronę otwartego morza, wybrzeże jest strome (klify, urwiska). Ze względu na walory przyrodnicze obszar archipelagu został objęty ochroną w ramach parku narodowego. Większość wysp nie jest zamieszkana, a jeśli już, to tylko okresowo. Na niektórych w sezonie działają restauracje. W jednej z nich jedliśmy pyszny obiad, ze świeżą rybką, ale też z mięskiem z grilla i warzywami.

  Na dłuższy postój zatrzymaliśmy się na wyspie Dugi Otok. Znajduje się tam rezerwat przyrody Telaščica z dwiema atrakcjami, które odwiedziliśmy.

  Jezioro Mir, jedno z niewielu słonych jezior w Europie, poprzez liczne podziemne jaskinie łączy się z morzem, a temperatura wody może osiągnąć nawet 33 ºC. Ze względu na bardzo duże zasolenie, fauna i flora jeziora nie jest bardzo bogata, ale za to na południowo - wschodnim brzegu można znaleźć błoto lecznicze:




   Od strony morza natomiast wznoszą się ogromne klify, zwane Stene. W najwyższym punkcie osiągają one nawet 160 metrów, a wgłąb morza dochodzą do 85 metrów:








  Po odpoczynku ruszyliśmy w drogę powrotną. Naszą uwagę zwróciły bardzo ciekawe chmury nad wyspą:


  Niestety, kiedy te chmury nas dogoniły, okazały się bardziej groźne, niż ciekawe, i rozpętał się sztorm. Nie była to klasyczna burza, piorun uderzył chyba tylko raz, natomiast potężnie wiało i bujało naszym stateczkiem. Przechyły były tak głębokie, że burta górną krawędzią dotykała wody. Mieliśmy wrażenie, że kolejne przechyły są coraz głębsze i wydawało się, że następny na pewno nas wywróci. Oczywiście zdjęć z tych momentów nie ma, każdy chronił swój sprzęt przed falami, które przewalały się nad nami, mocząc nas kompletnie. Po paru minutach wyglądaliśmy jak wyłowieni z morza. Trwało to wszystko ponad 1,5 godziny, chmura nas po prostu odprowadziła do portu. Mam jeszcze zdjęcia od Zosi, na których widać, że pogoda się zmieniła, ale oczywiście nie pokazują całego dramatyzmu tamtych chwil:



   Na szczęście wszyscy cali i zdrowi dotarliśmy do stałego lądu, nasze telefony i aparaty też, i teraz mamy co wspominać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ochryda - klejnot Macedonii Północnej

    Przy okazji zwiedzania Albanii udało mi się spełnić jedno z moich marzeń. Kiedy przejeżdżałam przez Macedonię kilka lat temu i zwiedzała...