wtorek, 21 września 2021

Gorący Kotor

  Kotor jest jednym z najlepiej zachowanych średniowiecznych miast w południowo-wschodniej Europie, ale jego historia sięga czasów jeszcze dawniejszych. Osada Ilirów istniała tu już w III w. p.n.e. Wraz ze zmieniającą się władzą, nazwa miasta przechodziła kolejne metamorfozy.  Mieliśmy grecki Acurion, rzymskie Acruvium, bizantyjski (grecki) Dekaderon, wczesno-średniowieczne Catarum, które serbska dynastia Nemaniczów skróciła do formy "Kotor", a wreszcie weneckie Cattaro. A grecki Dekaderon wywodzi się od słowa Dekatera (dokładniej starogreckiego katareo, oznaczającego, gorąco). Tak więc mamy gorący Kotor...

  Dotarłam tu późno, ok. 14:30. Ale niestety potem czekał mnie kilkugodzinny powrót do Ulcinja, z powodu korków na trasie przebycie 90 km zajęło nam 3,5 godziny. W związku z tym zakończenie zwiedzania miałam zaplanowane na 16:45, więc wiadomo było, że przez dwie godziny nie poszaleję. Postawiłam więc na "slow life", poszwendałam się uliczkami, w miłym towarzystwie zjadłam obiadek, popijając winko. Po czym zaliczyłam Kotor do bogatego zbioru miejsc, które chciałabym odwiedzić jeszcze raz, by bez pośpiechu dotrzeć do górnej granicy miasta, wejść do dostępnych różnych dostępnych budynków, poznać więcej szczegółów. No, ale coś przecież zobaczyłam, więc się podzielę :-)

   Przede wszystkim Kotor jest przepięknie położony na zboczu Kotorske Strane. Miasto zachowało do dziś średniowieczny układ, wiele romańskich czy gotyckich budowli, głównie sakralnych, nadal funkcjonuje w niezmienionej formie. Jednak najokazalsze pałace pochodzą z okresu weneckiego (1420 - 1797). 

   Już dojeżdżając do Kotoru zwracamy uwagę na wspinające się po stromym zboczu średniowieczne mury miejskie. Łączą się one z twierdzą św. Jana (Tvrdjava Sv. Ivan) na Samotnym Wzgórzu na wysokości 260 m n.p.m. Długość murów wynosi 4,5 km, wysokość 20 m, a szerokość 15 m:




     Miasto jest dokładnie ukryte za murami i patrząc od tej strony trudno jest się domyślić, jakie skarby tam się kryją. Po krótkim spacerku nadmorskim bulwarem dochodzimy do Bramy Morskiej, która swój obecny renesansowy wygląd uzyskała w XV w.:




   Dopiero po jej przekroczeniu trafiamy do innego świata. Zaraz za bramą otwiera się plac, zwany Trg od Orużja (Plac Broni) z widoczną naprzeciwko wieżą zegarową (Gradski toranj) z 1602 r. i średniowiecznym pręgierzem w kształcie piramidy. Po przeciwnej stronie, przy bramie, znajduje się pałac Namiestnika Wenecji, a za nim pałac Rady miejskiej z 1762 r., który przekształcono w Teatr Napoleoński:




   Po drodze do katedry mijamy pałac  Pima, a za katedrą pałac Grgurin, mieszczący Muzeum Morskie. Samą katedrę św. Tryfuna z 1166 r. też oglądamy tylko z zewnątrz (w planie było wejście do środka w wolnym czasie, ale nie wyszło):






   Minąwszy katedrę i pałac Grgurin dotarłam na Plac św. Łukasza, gdzie znajduje się cerkiew pod tym samym wezwaniem. To mała, jednonawowa świątynia romańsko - bizantyjska z XII wieku. Zachowały się w niej fragmenty równie starych fresków, w tym jeden przedstawiających św. Katarzynę, św. Sylwestra i św. Barbarę, a także dwa ikonostasy z XVIII w:






     W głębi placu stoi jeszcze neobizantyjski sobór św. Mikołaja z 1910 roku:


   Z drugiej strony placu znajduje się kilka restauracji i tam właśnie po zakończeniu zwiedzania wróciłam na obiad:



   Za katedrą św. Tryfuna znalazłam jeszcze dwa kościoły. Pierwszy z nich to kościół św. Pawła z XIII w., podobno był nieczynny, ale na zdjęciu widać dwie windy, więc coś się tu dzieje. Kolejny, św. Józefa, z klasztorem franciszkanów, wygląda bardzo niepozornie:



 Trafiłam też na kolegiatę Najświętszej Marii Panny przy Rzece z 1221 roku, a obok niej charakterystyczną bramę, przez którą można wejść na mury:




 I jeszcze kilka słów o maleńkim 
kościółku św. Anny (Sv. Ane). Rekonstrukcja wykazała, że ​​starsza część pochodzi z VIII wieku, a nowsza z XIV. Kościół był pierwotnie poświęcony św. Marcinowi, następnie św. Wenerandzie, a obecnie św. Annie. W kościele odkryto freski Lovro Dobričevića, prawdopodobnie pochodzące z XV wieku:



   Do żadnego z tych kościołów nie udało mi się wejść; nie wiem, czy to w ogóle jest możliwe.

   Podczas spaceru od czasu do czasu widać było górną część murów, nawet kościół Matki Bożej od Zdrowia (Crkva Svete Gospe od zdravlja), położony w połowie drogi do Twierdzy św. Jana (maleńki, z dzwonnicą, na 1 i 3 zdjęciu):





   A na zakończenie jeszcze klimatyczne uliczki Kotoru i inne zakamarki, których nie udało mi się dokładnie zlokalizować. I na dokładkę pewien hotel, który widziałam w drodze powrotnej do Ulcinja:









Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Berat - miasto okien

     Kolejny cudowny dzień w Albanii spędziliśmy w Beracie, jednym z dwóch albańskich miast - muzeów, które jest w całości wpisane na listę ...