poniedziałek, 13 marca 2023

San Francisco de Campeche

    San Francisco de Campeche (w skrócie Campeche) powstało na fundamentach osady Majów - Ah Kin Pech (miejsce węży i kleszczy) i miasta Kimpech. Założył je, podobnie jak Meridę, hiszpański konkwistador Francisco de Montejo “El Mozo”, ten sam, którego pałac w Meridzie oglądaliśmy wcześniej. Miasto leżące nad brzegiem Zatoki Meksykańskiej w czasach konkwisty stanowiło główny port tego regionu, w którym ładowano na statki rozmaite dobra - drewno, korzenie i cenne kruszce. Z tego względu było wielokrotnie plądrowane przez piratów i korsarzy, podobno również przez słynnego Francisa Drake'a. Jeden z takich ataków przyniósł śmierć 1/3 mieszkańców Campeche. Postanowiono więc otoczyć miasto murami, dzięki czemu jest dziś jedynym w całym kraju miastem-twierdzą. Do starej części miasta od strony lądowej prowadzi jedna z dwóch oryginalnych bram miejskich, Puerta de la Tierra (Brama Ziemi), wybudowana 1732 r:




   Druga to Puerta de la Mar (Brama Morska). Zbudowano ją w XVII i XVIII wieku, rozebrano w 1893 roku i odbudowano w 1957 roku. Dawniej była głównym wyjściem z miasta na morze, a dla nas była wejściem, od strony morza właśnie, do zaczarowanego świata kolorów Campeche:



    Starówka, którą w obrębie owych murów możemy oglądać, jest wpisana na listę UNESCO. Zwiedzanie rozpoczęliśmy od Plaza de la Independencia i Parque Principal. Plac jest obecnie remontowany, ale daje się dostrzec estradę na środku skweru, na prawo od niej biało-żółty budynek Biblioteki Campeche i Muzeum El Palacio, na lewo - niebieski - urzędu władz lokalnych i czerwony, w którym mieści się Centrum Kultury:



   Niewątpliwie najbardziej okazałą budowlą placu jest katedra pod wezwaniem Niepokalanego Poczęcia (de la Concepcion). Stoi na miejscu pierwszego kościoła na Jukatanie, którego budowę rozpoczął w 1540 r. Francisco Montejo El Mozo. Na początku był to tylko mały kościółek wykonany z wapienia, kryty strzechą. Budowa katedry trwała 165 lat, do 1705 roku. W późniejszym okresie, w 1760 r., dobudowano kaplicę Jezusa, a 100 lat później wieże, w tym tę z zegarem, zwaną La Campechana. Wyraźnie widać, że obie wieże pochodzą z innej epoki, niż główna bryła kościoła









   Jednak niepowtarzalny klimat miasta tworzą nie monumentalne zabytkowe budowle, lecz bajecznie kolorowe kamieniczki. Te ze zdjęć stoją przy głównej ulicy, Calle 59, łączącej obie bramy miejskie:






    Wzdłuż uliczki w większości kamienic na parterze znajdują się niewielkie lokale, gdzie można zjeść dania z owocami morza, z czego postanowiliśmy skorzystać, zasiadając w ogródku pod parasolem:




    W ramach spaceru po posiłku zrobiłam jeszcze zdjęcia kilku miejsc: patio jakiegoś hotelu, fragment murów i dwa ciekawe kościoły, o których dalej napiszę kilka słów więcej:




   Poniższe zdjęcie przedstawia żółty kościółek pod wezwaniem San Roque y San Francisquito. Znany był również jako Hospicjum Świętego Rocha, w którym dzieci z miasta uczono pisania. Skromna fasada, z solidnymi ścianami, z przyporami i merlonami, kontrastuje z bogatym barokowym wnętrzem, w którym znajduje się pięć ołtarzy o wielkiej wartości. Jest też wewnętrzny dziedziniec z krużgankami, niestety nie udało nam się wejść do środka. Wcześniej w mieście istniał franciszkański klasztor La Mejorada, ale kiedy zaczęto budować fortyfikacje okazało się, że musi zostać zburzony, ponieważ znajduje się zbyt blisko murówZbudowano więc nowy klasztor dla franciszkanów w innym miejscu. Około 1724 roku budowla została ukończona, a dla odróżnienia jej od pierwotnego założenia klasztornego nadano jej nazwę San Francisquito.

             

    Na trzech kolejnych zdjęciach widoczny jest dawny kościół świętego Józefa (Ex-Templo de San José), niewątpliwie jeden z najpiękniejszych w mieście ze względu na swoją fasadę, wykończoną płytkami typu Talavera, które nadają jej lekko mauretański wygląd. Budowla została wzniesiona przez jezuitów około 1716 roku, w miejscu zajmowanym przez starą świątynię św. Józefa - patrona cieśli i stoczniowców. Powstało tu także kolegium jezuickie, jednak budowli tych nie ukończono z powodu wypędzenia zakonu z terenów kolonii około 1767 roku. Dopiero na początku XIX wieku kościół San José został ukończony. Pełnił funkcję sakralną do 1914 roku. 

   Wyjątkowa jest wieża zachodnia, znacznie mniejsza i zakończona na górze latarnią morską, zainstalowaną w 1865 roku. Dziś stary budynek kościoła służy jako galeria wystaw i wydarzeń kulturalnych, a sąsiedni budynek, w którym znajdowała się szkoła, jest dziś Instytutem Campechano. 


  Dzień był wyjątkowo długi i bogaty w wydarzenia. Uxmal do Campeche już przejechaliśmy 120 km, a zostało jeszcze kolejne 360 do Palenque. Trzeba więc było opuścić kolorowe miasteczko i ruszyć w dalszą drogę.

    Zatrzymaliśmy się jeszcze dwa razy. Pierwszy raz po godzinie jazdy, aby obejrzeć stada pelikanów:



   Drugi postój był nieco dłuższy, w małej knajpce, która okazała się ciekawa nie tyle ze względu na podawane jedzenie, co na meksykański klimacik. 
Meksykanie uwielbiają ustawiać ołtarzyki, głównie w domach prywatnych, ale również w różnych instytucjach. Bywają one mniej lub bardziej bogate, wiszą tam święte obrazy, stoją figurki, palą się świece. Ołtarz w tej knajpce należał chyba do tych bogatszych, przynajmniej jego bardziej widoczna część:






   Z drugiej strony, za otwartymi drzwiami, był tylko jeden święty (?), ukryty tam na prośbę władz. To Jesus Malverde, postać nie potwierdzona przez żadne źródła historyczne, taki meksykański Janosik. Nie został uznany za świętego przez żaden kościół, ale i tak jest otoczony lokalnym kultem. A dlaczego skazano go na banicję za skrzydłem drzwiowym? Bo to patron handlarzy i przemytników narkotyków 😀
 

   I tym miłym akcentem zakończę opis drugiego dnia wyprawy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Berat - miasto okien

     Kolejny cudowny dzień w Albanii spędziliśmy w Beracie, jednym z dwóch albańskich miast - muzeów, które jest w całości wpisane na listę ...