wtorek, 13 sierpnia 2024

Uno Lago i Due Laghi

    Poniedziałek nad Gardą to zawsze lepiej, niż weekend. A duże miasta w poniedziałki lepiej nie, bo muzea zamknięte. Czyli jedyna opcja - jedziemy nad jeziora. Jedno duże i dwa malutkie. 

   Wystartowaliśmy z Autostazione w Trydencie.  Nad jeziorka, położone w dolinie Valle dei Laghi, pomiędzy Padergnone i Sarche, jeżdżą autobusy 201 i 205, na zmianę co pół godziny. Potem 205 jedzie do Riva del Garda, co się dobrze komponuje z resztą naszych planów. My zdecydowaliśmy się na autobus 201, który po 30 minutach dojechał na przystanek Due Laghi-Hotel Miralaghi i tam wysiedliśmy. Najpierw skierowaliśmy się na prawo, nad jeziorko Lago di Santa Massenza, trochę dzikie i praktycznie nie zagospodarowane:





   Wróciliśmy do mostu nad przesmykiem, łączącym oba jeziora i ruszyliśmy nad Lago di Toblino, gdzie teren wygląda już zupełnie inaczej, są przygotowane ścieżki i pomosty, ale i tu również jest spokojnie, bez tłumów, z pięknymi widokami.

   Jak widać na mapce, jest tam kilka ścieżek, które można wykorzystać, mając więcej czasu. To te, które zaznaczono na fioletowo. My przeszliśmy tylko część tych czerwonych, wzdłuż brzegów obu jeziorek i zakończyliśmy przy zamku, gdzie zamówiliśmy sobie owocowe napoje.





   Zamek jest rzadkim przykładem fortyfikacji na jeziorze i jednym z najsłynniejszych zamków Trentino. Swoją sławę zawdzięcza wyjątkowemu położeniu, pięknemu otoczeniu oraz licznym legendom, które dodają mu romantycznej aury tajemniczości. Sporo opowieści łączy zamek Toblino z zamkiem Madruzzo, odległym o jakieś 2 km w prostej linii. Mówi się o istnieniu podziemnego tunelu między zamkami, o Claudii Particelli, kochance Carla Emanuela Madruzzo, o ukrytym w jeziorze skarbie i wielu innych. 

  Najstarsze elementy Castel Toblino pochodzą z 201 r. n.e. Stała tu wówczas mała świątynia poświęcona wróżkom. Świadczy o tym ciekawe znalezisko archeologiczne z III w. n.e., znane jako motto dei Tublinati (z Toblina) - sprawa Druino dei Tublinati, zarządcy dóbr toblińskich, należących do Marco Manlio Avio Muciano z bogatego rodu z Brescii, konsula w 201 r. 

   Do zamku można się dostać przez bramę wjazdową i drewniany most zwodzony. Park i część zamku otoczone są murami. Po prawej stronie znajduje się okrągła baszta o wysokości 20 m, natomiast po lewej - barokowa kaplica św. Antoniego z 1688 r. 

   Zatrzymywali się tam znakomici goście księcia biskupa, spotykali się także legaci papiescy, którzy przybyli do Trydentu na święty Sobór. Bywał tam również Franz Kafka.













   Niestety wejście było zamknięte, trwały tam jakieś prace, nie pozwolono nam nawet z progu zrobić zdjęcia dziedzińca. Pozostało nam zatem uwiecznić się na tle i ruszać w dalszą drogę. Za bramą pożegnaliśmy teren zamku i przeszliśmy na drugą stronę drogi, gdzie wśród tuj prowadzi ścieżka do wspinaczkowych skałek. My jednak musieliśmy się udać na przystanek.

   Cały pobyt tam zajął nam 1,5 godziny. Gdybyśmy przyjechali z Trydentu numerem 205, mielibyśmy godzinę albo dwie, 201 pozwalał na te 1,5 godziny. To wydało nam się optymalne, jako że mieliśmy jeszcze inne plany na ten dzień. Godzina mogłaby nie wystarczyć, a całych dwóch nie potrzebowaliśmy.  Z przystanku Castel Toblino wystartowaliśmy dalej 205-tką o 10:45, by po godzinie jazdy znaleźć się na dworcu autobusowym w Riva del Garda. Od razu sprawdziliśmy połączenie z Rovereto i ruszyliśmy w stronę jeziora:




    Charakter miasteczka i jego zabudowa przypomina raczej włoską czy francuską Rivierę, niż pozostałe miejscowości nad Gardą, znane nam z ubiegłego roku. Co nie jest oczywiście wadą, też nam się tam bardzo podobało. Zaczęliśmy od plaży i nabrzeża:



  Potem przeszliśmy do centralnej części miasta z twierdzą Rocca di Riva,  placem Cesarego Battisti z fontanną oraz widokiem na wieżę Torre Aponale i Bastione di Riva, do którego dojeżdża kolejka linowa. 













   Kolejkę linową do bastionu odpuściliśmy sobie, bo przecież mieliśmy wykorzystane 3 inne, a tu nie było widać możliwości jakiegoś krótkiego spaceru na górze. Zapewne, zwłaszcza dysponując większym zapasem wolnego czasu, dobrze byłoby przejść się Sentiero dal Bastionedla, albo przynajmniej wjechać dla samych widoków. Musieliśmy podjąć jakąś decyzję i wybraliśmy zwiedzanie Rovereto. Zatem obok Porta di San Michele i dalej przez Piazza Cavour i Giardini Verdi z pomnikiem, wróciliśmy do dworca, gdzie prawie w biegu wskoczyliśmy do autobusu.




   Z drogi do Rovereto rzuciliśmy jeszcze okiem na znikające za nami Jezioro Garda, a później na zwieszone na skale Santuario di Monte Albano w Mori. A dalszy ciąg poniedziałkowych przygód będzie w następnej notce.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Berat - miasto okien

     Kolejny cudowny dzień w Albanii spędziliśmy w Beracie, jednym z dwóch albańskich miast - muzeów, które jest w całości wpisane na listę ...