Jeden z noclegów mieliśmy w Sarandzie, a stamtąd już blisko na wyspę Korfu. Cieśnina oddzielająca ją od Albanii ma w najwęższym miejscu zaledwie 2 km, natomiast prom z Sarandy ma do przepłynięcia niecałe 30 km, co też nie jest daleko. Skorzystaliśmy z okazji i popłynęliśmy tam na cały dzień. Była to już nasza czwarta grecka wyspa, po Krecie, Rodos i Santorini.
Większość czasu spędziliśmy w stolicy wyspy, dawnej Kerkyrze, obecnie nazywanej po prostu miastem Korfu. Wędrowaliśmy po wąskich staromiejskich uliczkach, bardziej przypominających te z włoskich miast, niż greckich:
Spacer zakończyliśmy na głównym placu - Spianada i na bulwarze Liston. Na jego północnym krańcu z daleka widoczne jest Muzeum Sztuki Azjatyckiej w neoklasycystycznym Pałacu św. Michała i Jerzego, połączonym z długim portykiem doryckim i piękną bramą Puerta de San Miguel:
Z placu widać starą fortecę, o której napiszę następnym razem:
I to na dzisiaj już wszystko, ale w przygotowaniu jest jeszcze druga notka o Korfu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz