Historia Gozo kojarzona jest głównie ze starożytną wyspą Ogygią, na której według mitologii greckiej rozbił się statek z Odyseuszem, wracającym z wojny trojańskiej. Króla Itaki zauroczyła nimfa Kalipso i zatrzymała w wyspiarskich grotach na siedem długich lat. We wcześniejszych wiekach przewijały się przez wyspę różne nacje: Fenicjanie, Grecy, Kartagińczycy, Rzymianie, Arabowie i Normanowie, a w XIII wieku zdobyli ją Aragończycy i to oni nadali jej nazwę Gozo czyli „radość”.
Wycieczkę na wyspę Gozo zaplanowałam na piątek. Dotąd wszystkie plany udało mi się zrealizować. Ten wyjazd również zakończył się sukcesem. Wprawdzie wcześniej, jeszcze będąc w domu, zakładałam, że o 7:15 już staniemy grzecznie na przystanku autobusowym, ale nie przewidziałam wtedy naszych hotelowych śniadanek, które zaczynały się dopiero o tej porze, przy czym były za dobre, by je odpuszczać. Wystarczały nam do wieczora, a raz było nawet tak, że w ogóle nic więcej tego dnia nie jadłyśmy, bo nie zdążyłyśmy zgłodnieć. I średnia przedeptanych dziennie 15 kilometrów też na to nie pomogła.
Ostatecznie dojechałyśmy na prom o 9:00 i pół godziny później znalazłyśmy się na Gozo:
Komunikacja na Gozo jest tak rozwiązana, że autobusy nie przejeżdżają między sąsiednimi miejscowościami, tylko robią takie satelitarne połączenia z Victorii do poszczególnych miejsc, ale największym problemem jest to, że zwykle jeżdżą raz na godzinę i nie zawsze da się od razu przesiąść. To sprawia, że mimo niewielkich rozmiarów wyspy, ułożenie sensownego planu objechania jej dookoła po brzegach, jest praktycznie niewykonalne. Dla nas również nie wchodziła w grę jazda wypożyczonym autem (z powodu ruchu lewostronnego), skorzystałyśmy więc z pomocy jednej z firm, prowadzonych przez Polaków, która takie objazdy organizuje.
Ale nie byłabym sobą, gdybym trochę nie pokombinowała z proponowaną przez nich trasą. Mianowicie zrezygnowałam z dwóch ostatnich miejsc, jakie mieli w programie, a była to jedna plaża oraz jaskinia, z której można tę plażę zobaczyć. W zamian za to, już tylko we dwie, pojechałyśmy do Xagħry, aby zwiedzić stanowisko archeologiczne Ġgantija, o czym pisałam już wcześniej, ale także położony nieopodal wiatrak ta'Kola. Był też plan, żeby w drodze powrotnej do portu w Mġarr zatrzymać się w Xewkiji w celu odwiedzenia rotundy świętego Jana.
Ale teraz po kolei. Pierwszy przystanek miał miejsce w okolicy Dwejra Bay. Obejrzeliśmy tam tak zwane "Śródlądowe Morze" (Inland Sea) z wyglądającymi jak kontenery domkami rybaków, którzy w sezonie zamiast ryb łowią turystów. Wożą ich łodziami po tym "Morzu", które tak naprawdę jest zatoką, a łącząca je z otwartym morzem cieśnina przebiega w naturalnym tunelu (jaskini) pod skałą. Na górze, w pobliżu parkingu, stoi niewielka kaplica Świętej Anny:
Widoki znad klifu są piękne. Na uwagę zasługuje zwłaszcza Blue Hole, głębokie na 15 m jeziorko morskie, ulubione miejsce dla nurków, którzy mogą pod wodą zobaczyć także fragmenty słynnego Azure Window, które zawaliło się w 2017 roku:
W pobliżu, nieco dalej na wschód, znajduje się zatoka Xwejni, gdzie odwiedziliśmy rodzinę pracującą na jednych z licznych w tej okolicy z panwi solnych, w których tradycyjnymi metodami uzyskuje się sól z wody morskiej:
Po przerwie na obfity obiad dotarliśmy jeszcze na piękne klify Ta’ Ċenċ Cliffs, znane też jako Sanap Cliffs, które spodobały mi się znacznie bardziej, niż klify Dingli na Malcie, aż trudno uwierzyć, że są od nich prawie o połowę niższe:
Tu przerwę, a dalszy ciąg zwiedzania Gozo będzie już w następnym wpisie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz