Kolejnego dnia opuściliśmy jezioro Garda i wybraliśmy się nad sąsiednie, znacznie mniejsze, Lago d'Iseo. Dojechaliśmy do Sulzano, skąd odpływają statki do Peschiera Maraglio (w odróżnieniu od Peschiery nad Gardą) i na rejsy po jeziorze:
Zaczęliśmy od rejsu, okrążając oprócz głównej wyspy jeziora również dwie małe: Isola di San Paolo i Isola di Loreto z charakterystycznym zamkiem. Ponieważ obie należą do osób prywatnych, można je było oglądać jedynie od strony wody:
Natomiast na największą wyspę Monte Isola popłynęliśmy na sam koniec z zamiarem spędzenia trochę czasu w Peschiera Maraglio:
Po dopłynięciu do portu natychmiast ruszyliśmy stromymi uliczkami pod górę, aby obejrzeć zdumiewający jak na tak małą miejscowość barokowy kościół Chiesa di S. Michele Arcangelo z XVIII wieku, widoczny z daleka na dwóch poprzednich zdjęciach. Wygląd zewnętrzny nie zapowiada tego, co znajduje się w środku, fasada jest raczej prosta. Trudno ją sfotografować, bo uliczki są tam kręte i bardzo wąskie. Natomiast dekoracja wnętrza jest bardzo bogata, zarówno jeśli chodzi o sztukaterie (XVIII-XIX w.), jak i freski, które są dziełem Francesco Montiego, malarza z Bolonii:
Historyczne centrum to kilka klimatycznych wąskich uliczek, a dzięki dużemu nachyleniu zbocza często otwiera się między nimi widok na jezioro:
Nabrzeże jest dobrze przygotowane na przyjazd turystów, jest tam mnóstwo sklepików i różnych lokali, oferujących miejscowe przysmaki. Z upodobaniem fotografowałam kwitnące na niebiesko ołowniki, co po czerwcowych wszechobecnych jaśminowcach jest miłą odmianą: Zanim wróciliśmy do Spiazzi, zajechaliśmy jeszcze do Werony. Uzupełniłam sobie brakujące budynki lub ich fragmenty, które przeoczyłam poprzednim razem, ale ich opisy umieściłam w notkach z tamtego wyjazdu. O kościele San Giovanni in Foro pisałam TUTAJ, a o San Fermo TUTAJ. A resztę czasu przeznaczyliśmy na luźne szwendanie się po mieście, omijając główne place i deptaki, bo były jeszcze bardziej zatłoczone, niż pod koniec maja.
A więc na zakończenie spacer i obiadek w Weronie plus kilka ciekawszych obiektów. Najpierw do kompletu kolejny przykład ogródka z ołownikiem:
Następnie mosty: Ponte di Castelvecchio, Ponte della Vittoria, Ponte Pietra plus widok na Teatro Romano i zamek św. Piotra z tarasu Cappa Cafe nad Adygą, na którym jedliśmy obiadek. Mimo, że nazwa nie sugerowała restauracji, lokal ugościł nas bardzo dobrym jedzonkiem:
Kolejny budynek to Palazzo Turchi o ciekawej historii. Właściciel, rycerz Pio Turchi, chciał upamiętnić zwycięstwo odniesione przez armię chrześcijańską (zwłaszcza wenecką) nad flotą osmańską w bitwie pod Lepanto 7 października 1571 roku, a niedługo potem niektóre postacie na fasadzie, przedstawiające Turków, ktoś pozbawił głów, które następnie umieścił na Piazza Erbe, gdzie zwykle wystawiano głowy skazanych na śmierć. Jak widać jednak posągi naprawiono:
I jeszcze kościół San Nicolo z XVII wieku, zbudowany na miejscu wcześniejszego, romańskiego, ale nie dokończono fasady. Po zawaleniu się kościoła San Sebastiano na skutek bombardowań w czasie II wojny światowej, w latach 50-tych zachowaną neoklasycystyczną fasadę "przeszczepiono" świętemu Mikołajowi:
A tu ja pod pomnikiem Vittorio Emanuele II
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz