niedziela, 31 lipca 2022

Predjama i dwie jamy

  Trzeciego dnia naszej wyprawy odwiedziliśmy najsłynniejszą atrakcję Słowenii - jaskinię Postojną. Nie jestem fanką jaskiń, bywałam w różnych i niekoniecznie oceniałam te wizyty jako warte poświęconego czasu. Z Postojną było inaczej, zachwyciła mnie bogactwem odmian form naciekowych i ich niespotykanym zagęszczeniem. Jest przebogata niczym dach katedry w Mediolanie ;-). To nie tylko zwykłe stalaktyty, stalagmity i stalagnaty, ale na przykład nacieki wyglądające jak gigantyczne chusty i wiele innych. 

   Jest to najdłuższa w Europie jaskinia udostępniona zwiedzającym. Co więcej, turyści mogą ją oglądać już od początku XIX wieku. Przez 200 lat przewinęło się ich tu ponad 38 milionów. Trasa turystyczna liczy 5,5 km, ale tylko część pokonuje się pieszo, natomiast pierwsze 3,7 km przebywa się kolejką elektryczną. W czasie zwiedzania można fotografować, ale bez flesza, więc moje zdjęcia nie są najlepsze. W dodatku robiłam je telefonem, bo zapowiedziano nam całkowity zakaz fotografowania i aparat zostawiłam w autokarze. Niemniej sporo da się zobaczyć, więc niech lecą:


















   9 kilometrów dalej znajduje się słynna Predjama. Jest to czteropiętrowy zamek, wbudowany w skałę w połowie 123-metrowego klifu. Powstał w XII wieku, do obecnego kształtu rozbudowano go około roku 1570:







    W XV wieku mieszkał w nim baron - rozbójnik, Erazm Lügger, który grabił wędrujące w pobliżu karawany, a łupy rozdawał biednym. Z Erazmem wiąże się jeszcze jedna opowieść. Otóż podczas wojny austriacko-węgierskiej w roku 1483 austriackie wojska próbowały zdobyć twierdzę barona - zwolennika Węgrów. Oblężenie trwało rok, ponieważ dzięki podziemnym przejściom mieszkańcy dobrze radzili sobie z zaopatrzeniem w żywność. Dopiero zdrada jednego ze służących pozwoliła Austriakom wedrzeć się do środka, po zastrzeleniu Erazma w toalecie, dobudowanej w zewnętrznej części zamku.

   Po zamku można wędrować, odwiedzając kolejne pomieszczenia. Całość jest bardzo malownicza i na pewno warta odwiedzenia:









   I jeszcze ja ;-)



  W programie wycieczki była jeszcze jedna jaskinia, Skoczjanska. Zastanawiałam się, czy po Podstojnej jeszcze coś w tym temacie może mnie zachwycić i nawet przez moment rozważałam rezygnację. Na szczęście nie podjęłam takiej decyzji, bo i ten obiekt jest zachwycający, chociaż z innych powodów. Łączna długość korytarzy to 6 km, czyli 1/4 tego, co zawiera Postojna. Natomiast ogromne wrażenie robi płynąca dołem rzeka, a także imponujące rozmiary sal. Największa ma 308 m długości i 123 m szerokości. Zachwyt budzi przede wszystkim wysokość jaskini, w najwyższym miejscu różnica między stropem a dolnym poziomem to ponad 200 m. Niesamowity jest spacer przytuloną do ściany ścieżką, z widokiem i do góry, i na dół, a zwłaszcza przejście przez wiszący nad przepaścią most. Niestety obowiązuje tu całkowity zakaz robienia zdjęć, więc mam tylko takie z zewnątrz:








  Zainteresowanych muszę odesłać do internetu, gdzie zdjęć jest sporo. Poniższe dwa pobrałam ze stron: www.vagabondinslovenia.com/ i https://visitkoper.si/: 





 Na zakończenie muszę stwierdzić, że dzień spędzony w tych wszystkich "jamach" obfitował w jedne z najciekawszych przeżyć z całej słoweńskiej wycieczki.

piątek, 29 lipca 2022

Nad Adriatykiem - Piran i okolice

    Jak już wcześniej wspominałam, słoweńska linia brzegowa liczy sobie zaledwie 46 km, ale urokiem tutejsze wybrzeże dorównuje włoskiemu czy chorwackiemu. Aby z Lublany dotrzeć nad morze potrzebujemy około 1,5 godziny. Tu naprawdę jest wszędzie blisko. Co ciekawe, jadąc autostradą w pewnym momencie znajdziemy się niecałe 2 km od włoskiej granicy i 20 km od Triestu. Nic więc dziwnego, że Portorož (Portorose) i Piran to miejsca, w których można poczuć się całkiem jak we Włoszech, nawet napisy na budynkach są po włosku.  

  Portorož jest jednym z najpopularniejszych słoweńskich kurortów turystycznych. Swój rozwój i popularność zapewnia leczniczym właściwościom wody morskiej, z pomocy której korzystali już w XIII wieku benedyktyni. Pierwsi turyści pojawili się tutaj w XIX wieku, kiedy rozpoczęto leczenie dolegliwości reumatycznych z pomocą słonego morskiego błota. Natomiast pierwszy hotel wybudowano na początku XX wieku. 

  Plaże w okolicy są raczej skaliste, ale w Portorožu tylko część pozostawiono w stanie naturalnym. Niektóre fragmenty wybetonowano, natomiast w centralnej części nabrzeża urządzono plaże trawiaste i piaszczyste, chociaż zejście do wody jest nadal po kamieniach: 








   Do Piranu z Portoroża można dojść plażą, to zaledwie 3 kilometry. To niewielkie miasteczko, leżące na półwyspie o tej samej nazwie, jest jednym z najbardziej klimatycznych miejsc w Słowenii, nie tylko nad Adriatykiem. Podobnie jak wiele miast na Istrii, niegdyś był wenecką twierdzą i do dziś zachowało średniowieczny układ wąskich uliczek. Wiele budynków kształtem i zdobieniami przypomina zabudowę Wenecji, a na ich frontach często spotykamy lwy św. Marka. Typowo śródziemnomorskiego charakteru nadaje miastu położenie na zboczu porośniętego cyprysami i piniami pagórka, na którym wznoszą się widoczne z daleka fragmenty murów miejskich:




   Centralny plac miasta, Tartinijev Trg, został tak nazwany na cześć Giuseppe Tartiniego – wybitnego skrzypka i kompozytora, który w XVII w. urodził się w tym słoweńskim mieście. Plac utworzono po tym, jak zasypano istniejący w tym miejscu niewielki port rybacki. Na jego płycie stoi pomnik przedstawiający Giuseppe Tartiniego. Wokół placu znaleźć można najważniejsze budowle Piranu, m.in. urząd miejski czy dom wenecki o charakterystycznych oknach:




                                                                                                                                                        


    Z placu prowadzi w górę ulica IX Korpusu, którą docieramy do najwyżej położonej części miasta z murami obronnymi:





   






   W drodze powrotnej zaszłam do katedry św. Jerzego (San Giorgio albo sv. Jurija), patrona miasta, z wolnostojącą dzwonnicą. Świątynia datowana jest na XVII w.. We wnętrzu warto zwrócić uwagę na zdobiony, drewniany sufit:







 Jednak dużo większą atrakcją jest wolnostojąca dzwonnica, gdzie można wspiąć się na najwyższy poziom, ale nawet z placu przed kościołem podziwiać można rozległą panoramę Piranu i okolic, w tle widać nawet Triest (na ostatnim zdjęciu, za mną w tle):







   Oczywiście znowu zabrakło nam czasu na obejrzenie wszystkiego, co oferuje Piran, więc na koniec zapraszam na niezobowiązujący spacerek po mieście i nabrzeżu:

                       


Ochryda - klejnot Macedonii Północnej

    Przy okazji zwiedzania Albanii udało mi się spełnić jedno z moich marzeń. Kiedy przejeżdżałam przez Macedonię kilka lat temu i zwiedzała...