Tym razem nie wyjeżdżałyśmy daleko i nie spieszyłyśmy się na pociąg, więc można było w pełni wykorzystać nasze pyszne hotelowe śniadanko. Potem wyszłyśmy na przystanek i, o cudzie!, natychmiast podjechał autobus. Pojechałyśmy nim tylko do stacji Funicolare, a dalej do Citta Alta kolejką. No, to ruszamy:
Jak zwykle zapraszam do poczytania notek sprzed roku, gdzie jest dużo opisów i zdjęć, teraz wszystko przedstawiam w wielkim skrócie. Zajrzyjcie, proszę TUTAJ i TUTAJ.
Takiego tłumu nigdy wcześniej tu nie widziałam, ale też nigdy nie byłam na górze w niedzielę. Na Via Gombito tłok był, jak w tramwaju w porze szczytu. Zdjęć tego tłumu nie mam, bo fotografując różne miejsca odruchowo omijam ludzi. Dopiero w domu pomyślałam, że taka masa krytyczna mogłaby na zdjęciu wyjść ciekawie ;-)
Ponieważ w kościołach mogły być przerwy ze względu na msze, postanowiłam to sprawdzić na samym poczatku, więc zaczęłyśmy od Piazzza Vecchia, gdzie dotarłyśmy o 10:00. Okazało się, że msza w Santa Maria Maggiore będzie o 11, a w katedrze o 10:30, a na razie oba kościoły są dostępne dla zwiedzających.
Najpierw zdecydowałam się pójść do bazyliki. Uznałam, że w pół godziny się wyrobimy z oglądaniem w środku, a z zewnątrz obejrzeć możemy w dowolnym momencie. Chociaż byłam już tu wcześniej, barokowe wyposażenie bazyliki nieodmiennie mnie zadziwia, zwłaszcza w kontraście z surowym wyglądem całej bryły. Weszłyśmy jednym wejściem, wyszłyśmy drugim i mamy to wszystko na zdjęciach. Barokowy konfesjonał, grób Dionizettiego i reszta wnętrza:
Na kolejnych zdjęciach widnieje fasada wejściowa z czerwonymi lwami i kaplicą Colleonich, drugi portal - z białymi, sama kaplica Colleonich, baptysterium i Kaplica Świętego Krzyża:
Dalej plan przewidywał pójście do katedry i zostanie na mszy, a obejrzenie wnętrza zostawiłyśmy sobie na potem. Plan został zrealizowany:
Chcąc się chociaż na trochę uwolnić od tłumów, wyciągnęłam córkę w boczne uliczki. Najpierw powędrowałyśmy Via Porta Dipinta, przechodząc obok fontanny, pochodzącej ze starej bramy. To od niej ulica wzięła swą nazwę:
Po chwili dotarłyśmy do bardzo starego kościoła świętego Michała z freskami mistrza Lorenzo Lotto (więcej o nim w notce z zeszłego roku, link powyżej). Idąc ulicą minęłyśmy ledwie kilka osób, a w kościele byłyśmy w ogóle same:
Idąc dalej tą samą ulicą, można dojść do klasztoru i kościoła św. Augustyna. Miałyśmy trochę za mało czasu, więc darowałyśmy sobie ten kawałek, ale parę minut później zrobiłam zdjęcie tych obiektów ze wzgórza Rocca:
Na wspomniane przed chwilą wzgórze wdrapałyśmy się po powrocie z kościoła świętego Michała, w ramach dalszego ukrywania się przed tłumem. W tym miejscu też nam się udało, aczkolwiek znalazło się tam oprócz nas jeszcze kilka osób. O zamkowym wzgórzu też już pisałam, więc znów polecam zeszłoroczne notki, a oto aktualne zdjęcia. Najpierw widok twierdzy z dołu i czołg, którego w zeszłym roku nie widziałam (może go nie było?), a potem cudowne panoramki Citta Alta:
Wciąż unikając powrotu na główny deptak, czyli Via Gombito / Via Colleoni, skierowałyśmy się do średniowiecznego klasztoru San Francesco. Zwiedzających (oprócz nas) było tam ze trzy sztuki, więc znów spokój, cisza i tylko "mówią wieki":
Klasztor też leży na skraju wzgórza, więc i stąd rozpościerają się piękne widoki w różne strony:
Notka zrobiła się długa, zatem czas zrobić przerwę. Będzie to przerwa obiadowa, o czym napiszę już w następnej notce.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz