czwartek, 8 września 2022

Dawid - Garedża, Pirosmani i wina Kachetii

    Kachetia to region znajdujący się na południowo - wschodnim krańcu Gruzji. Słynie głównie ze swoich pradawnych tradycji winiarskich, ale odwiedzającym ją gościom ma znacznie więcej do zaoferowania. Podczas wypraw w odległe miejsca najbardziej mnie pociągają różne opowieści o ludzkich losach, a także materialne świadectwa historii i kultury. Jednego i drugiego na szczęście w Kachetii nie brakuje:


  Pierwszym ważnym miejscem jest rozległy kompleks klasztorny Dawid-Garedża, położony wśród skalistych pagórków półpustynnego płaskowyżu Sziraki. Klasztor założyło w VI wieku 13 syryjskich ojców. Pierwszym mieszkaniem mnichów była naturalna jaskinia, potem klasztor stopniowo powiększał się o wykute w skale pomieszczenia, wreszcie o dobudowane na zewnątrz budowle. Oczywiste jest, że przez prawie 1500 lat swojego istnienia monastyr przechodził rozmaite koleje losu. Okresy wspaniałego rozwoju przeplatały się z najazdami Turków, Mongołów czy Persów. Dziś zabudowania klasztorne leżą po obu stronach granicy z Azerbejdżanem, co sprawia, że Dawid-Garedża jest tematem trudnego do rozwiązania sporu między władzami gruzińskimi i azerskimi. Granica jest strzeżona, więc zwiedzać można oczywiście tylko tę część, która znajduje się po stronie gruzińskiej, ale i to wystarczy, by się zachwycić:




















  Z klasztoru pojechaliśmy do wsi Udabno na obiad. Jest to miejsce wyjątkowe, przez niektórych nazywane "wymarłym miastem". Wioska była jednym z eksperymentów społecznych w czasach ZSSR, polegającym na przymusowych przesiedleniach ludności, aby zmusić niepokorne kaukaskie narody do uległości. I tak górale z pięknych łąk Swanetii trafili na nieprzyjazne ziemie półpustyni. W latach 1973 i 1987 dołączyli do nich kolejni Swanowie, których wioski zniszczyły lawiny. Specjalnie stworzony system irygacyjny doprowadzał do wsi wodę, pola obsadzone były arbuzami, pomidorami i słonecznikami, istna oaza na pustyni, pośrodku niczego. Dobrobyt skończył się wraz z upadkiem Związku Radzieckiego. Za wodę nie było komu płacić, więc zaczęły się problemy. Ostatecznie wielu mieszkańców wyprowadziło się w bardziej przyjazne regiony i wioska prawie opustoszała. Obecnie mieszka tu para Polaków, którzy otworzyli w Udabnie restaurację i zmobilizowali miejscową ludność do różnego typu działań, co pomału przywraca to miejsce do życia:






   Następny ciekawy punkt to Signagi, we wczesnym średniowieczu znane pod nazwą Hereti, później Kiziqi. W XVIII wieku powstała twierdza i okalające miasto mury o łącznej długości 2,5 km, z 23-ma wieżami i pięcioma bramami. Pięknie położone na wzgórzach miasteczko zostało objęte współfinansowanym przez Unię programem, który w latach 2003 - 2012 pozwolił na rekonstrukcję wielu gruzińskich zabytków. Do pozyskania pieniędzy przyczyniła się prozachodnia polityka ówczesnego prezydenta Gruzji, Michaiła Saakaszwilego, prześmiewczo zwanego przez niektórych Miszą Budowniczym na wzór gruzińskiego króla Dawida IV Budowniczego. Odnowiono stare kamieniczki, ulice i fragmenty murów miejskich. Podobno renowacja była nie najlepiej wykonana i wielu miejsc nie objęła, ale miałam za mało czasu, by zaglądać w jakieś zakamarki i spacer był czystą przyjemnością:













  Aby zachęcić turystów do przyjazdu, Signagi nazwano miastem miłości, co miał podkreślać fakt działania tu całodobowego pałacu ślubów. Ale miasto ma jeszcze jeden całkiem poważny atut - skarby w miejskim muzeum. Oprócz zbiorów archeologicznych, w tym figurek z II tysiąclecia p.n.e., posiada kilka obrazów Niko Pirosmaniego (Niko Pirosmanaszwili), XIX-wiecznego malarza prymitywisty, urodzonego w okolicy Signagi. Dziś jest słynny na cały świat, a jego obrazy osiągają zawrotne ceny, natomiast za życia był niedoceniany, jak to się często zdarza. W muzeum jest również szkic Picassa, przedstawiający malarza z Signagi:








   Na zakończenie dnia przeszliśmy przez główny plac miasta z ratuszem, teatrem i innymi budowlami, po czym trafiliśmy do jednej z winiarni, gdzie degustowaliśmy kilka rodzajów miejscowych win, można też było zrobić zakupy. Kachetyjskie wina są dość specyficzne i nie każdemu przypadną do gustu, w każdym razie nie zachwyciły ani mnie, ani mojej rodziny. Czy to kwestia sposobu produkcji, czy rodzaju winorośli, czy też chodzi o tę konkretną winiarnię, w której byłam - nie wiem. Ale oczywiście inni mogą mieć odmienne zdanie, więc niech każdy sobie sam spróbuje:








  Podczas przejazdu przez miasto towarzyszyły nam wracające z pastwisk stada krów, jakie jeszcze nie raz obserwowaliśmy w czasie tej wyprawy. To naprawdę szczególne przeżycie:



 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ochryda i skarby Bizancjum

    Z wiedzania Ochrydy część druga. Będzie sakralnie i po bizantyjsku bogato, bo wschodnie kościoły z różnych wieków od lat darzę sentyment...