czwartek, 15 września 2022

Swanetia, dzień drugi

      Dziewiąty dzień naszej gruzińskiej eskapady spędziliśmy również w Swanetii. Po drodze z Mestii do Uszguli i lodowca Szchary zatrzymaliśmy się w dwóch miejscach: wiosce Nakipari i przy Baszcie Miłości:


   Nakipari to malutka wioska w Swanecji, w której znajduje się jedyna w swoim rodzaju cerkiew pod wezwaniem św. Jerzego (Jgrag), pochodząca prawdopodobnie z X wieku. Otoczona murem i niewielkim cmentarzem, z zewnątrz wygląda bardzo niepozornie. Musi jednak zawierać prawdziwe skarby, jeżeli przy bramie stoi budka ze strażnikiem, który dzień i noc trwa na posterunku:



  Kościół jest wpisany na tzw. listę Nieruchomych Zabytków Kultury Gruzji o znaczeniu narodowym. Charakterystyczna jest elewacja wschodnia, widoczna na drugim zdjęciu. Zdobi ją trójdzielna arkada, otoczona masywnymi pilastrami z freskami i rzeźbami zwierząt.  

   Całe wnętrze pokrywają freski. Według inskrypcji na gzymsie ikonostasu malowidła wykonał Tevdore, malarz królewski, na zamówienie miejscowej szlachty. Freski przedstawiają różne sceny biblijne, postacie świętych, Apostołów i Ojców Kościoła. Na sklepieniu prezbiterium tradycyjnie przedstawiono Chrystusa Pantokratora, na zachodniej ścianie sceny torturowania św. Jerzego na kole. Część fresków jest zatarta, część po prostu mi nie wyszła na zdjęciach:




    W kościele zachowała się jeszcze jedno arcydzieło - srebrna ikona z XI wieku przedstawiająca św. Jerzego z Ipari, zabijającego Dioklecjana: 

  Chwilę później zatrzymaliśmy się przy Baszcie Miłości. Jest ona związana z legendą o parze kochanków, którzy spotykali się kiedyś na wielkim głazie tkwiącym w rzece. Pewnego dnia młodzieniec wybrał się na wojnę i zginął. Dziewczyna nie uwierzyła w śmierć ukochanego i postanowiła, że będzie czekać na jego powrót. Przez lata, każdego dnia, wypatrywała go z tego kamienia. W końcu rodzina zbudowała dla niej basztę:




   Stamtąd udaliśmy się do następnej atrakcji - lodowca Szchara. Ze wsi Uszguli prowadzi tam szlak, przewidziany na 6 godzin. Tyle czasu na spacer żadnym cudem nie udałoby się wcisnąć w nasz program, zresztą w naszej grupie pewnie by się na sześciu godzinach nie skończyło. Połowę czasu zajęłoby przejście mniej ciekawego, płaskiego odcinka drogi. W tej sytuacji pojawił się wybór: albo podjechać terenówką i pieszo zrobić drugą część trasy, albo wcale nie iść na lodowiec. Oczywiste jest, że pojechaliśmy: 








    Nasza wyprawa z założenia nie była zaplanowana jako rajd po górach, ale każda okazja do trekkingu cieszyła nas ogromnie. A wspaniałe widoki rekompensowały cały wysiłek i zmęczenie:









    W końcu dotarliśmy pod czoło lodowca. Po raz pierwszy w życiu znalazłam się powyżej 2500 m, a przed sobą miałam jedną z najwyższych gruzińskich gór - Szcharę o wysokości 5193 m.






   Od razu informuję, że to, co mam na głowie to nie ręcznik, tylko naprędce wykonane z chustki nakrycie głowy dla ochrony przed upałem. Może tego na zdjęciach nie widać, ale upał tego dnia był okropny i do samego lodowca nie ustąpił.

   O Uszguli będzie następny wpis,a na a zakończenie (trekkingu i tego wpisu) kawusia:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ochryda i skarby Bizancjum

    Z wiedzania Ochrydy część druga. Będzie sakralnie i po bizantyjsku bogato, bo wschodnie kościoły z różnych wieków od lat darzę sentyment...