poniedziałek, 1 kwietnia 2019

I znowu w Bangkoku

   Z wycieczki na wyspę Phangan i do Phetchaburi wróciłyśmy busem na dworzec północny i stamtąd taksówką do hotelu. Tego samego, który opuściłyśmy cztery dni wcześniej z małymi plecaczkami, zostawiając walizki w przechowalni. Był to najdroższy z naszych trzech przejazdów taksówkami po mieście, ale też i najdłuższy. W dodatku w strasznych korkach, a za czas też taksometr nabijał. Ostatecznie zamknęło się to w straszliwej kwocie 14 zł za 3 osoby ;-) Pozostałe przejazdy były tańsze, choć ostatni wymagał skomplikowanej procedury przewiezienia nas z dworca kolejowego do pierwszego hotelu po czekające na nas walizki, a potem przejazd do drugiego (Prince Palace Hotel, o którym jeszcze będzie  mowa). I to wszystko z miłym i dość młodym kierowcą, nie mówiącym ani słowa po angielsku. Był strasznie przejęty i bardzo się starał zrozumieć, o co nam chodzi, więc dałyśmy mu całe 100 batów (ok. 12 zł), choć taksometr pokazywał mniej. Ale kto bogatemu zabroni?
   No, ale jak to mówią, przejdźmy do adremu.
   Po krótkim odpoczynku i prysznicu powędrowałyśmy po raz kolejny i wcale nie ostatni na słynną ulicę backpackersów - Khaosan Road:






    Chciałyśmy coś zjeść, ale chyba niekoniecznie krokodyla:



    A wieczorkiem zafundowałyśmy sobie tajski masaż, bo bez tego by się wyjazd nie liczył!
   Następnego dnia znów spakowałyśmy nasze podróżne plecaczki, tym razem na jeden nocleg, walizy przetoczyłyśmy do przechowalni i ruszyłyśmy pieszo w kierunku południowym. Po drodze objawiła się nam świątynia Wat Ratchaburana, zwana też Wat Liat od imienia jej fundatora, bogatego chińskiego kupca. Zbudowano ją w późnym okresie Ayutthaya. Ponieważ wyszłyśmy z hotelu wcześnie i miałyśmy sporą rezerwę czasową, postanowiłyśmy zatrzymać się tu na parę minut:





   Do przystani na rzece Menam miałyśmy już bardzo blisko. Po krótkim oczekiwaniu popłynęłyśmy łodzią do dawnej dzielnicy portugalskiej:









   Naszym celem była katolicka Katedra Wniebowzięcia, w której o 10:00 odprawiana była msza po angielsku. Budowla w stylu neoromańskim powstała w 1910 roku:










  Po mszy przeszłyśmy do położonego jakieś 2 -3 km dalej głównego dworca kolejowego, skąd ruszał nasz pociąg. Miałyśmy nim przejechać 80 km za ok. 2 zł. Ale dokąd, o tym będzie w następnym odcinku:






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Berat - miasto okien

     Kolejny cudowny dzień w Albanii spędziliśmy w Beracie, jednym z dwóch albańskich miast - muzeów, które jest w całości wpisane na listę ...