No, ale jak to mówią, przejdźmy do adremu.
Po krótkim odpoczynku i prysznicu powędrowałyśmy po raz kolejny i wcale nie ostatni na słynną ulicę backpackersów - Khaosan Road:
Chciałyśmy coś zjeść, ale chyba niekoniecznie krokodyla:
A wieczorkiem zafundowałyśmy sobie tajski masaż, bo bez tego by się wyjazd nie liczył!
Następnego dnia znów spakowałyśmy nasze podróżne plecaczki, tym razem na jeden nocleg, walizy przetoczyłyśmy do przechowalni i ruszyłyśmy pieszo w kierunku południowym. Po drodze objawiła się nam świątynia Wat Ratchaburana, zwana też Wat Liat od imienia jej fundatora, bogatego chińskiego kupca. Zbudowano ją w późnym okresie Ayutthaya. Ponieważ wyszłyśmy z hotelu wcześnie i miałyśmy sporą rezerwę czasową, postanowiłyśmy zatrzymać się tu na parę minut:
Do przystani na rzece Menam miałyśmy już bardzo blisko. Po krótkim oczekiwaniu popłynęłyśmy łodzią do dawnej dzielnicy portugalskiej:
Naszym celem była katolicka Katedra Wniebowzięcia, w której o 10:00 odprawiana była msza po angielsku. Budowla w stylu neoromańskim powstała w 1910 roku:
Po mszy przeszłyśmy do położonego jakieś 2 -3 km dalej głównego dworca kolejowego, skąd ruszał nasz pociąg. Miałyśmy nim przejechać 80 km za ok. 2 zł. Ale dokąd, o tym będzie w następnym odcinku:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz