Decyzja o przyjeździe do Werony i obejrzeniu jakiegoś spektaklu, zapadła już w zeszłym roku, podczas naszego pierwszego pobytu w tym mieście. Doskonałym pretekstem stały się "półokrągłe" urodziny mojego męża. Rozważaliśmy różne wersje wyjazdu, ale ostatecznie skrystalizował się plan, o którym pisałam wcześniej. Wiedzieliśmy, że 25 lipca będzie wystawiana Carmen, więc temu terminowi podporządkowaliśmy cały wyjazd. Bilety nabyłam bezpośrednio na stronie Areny, co było opcją najpewniejszą i najtańszą:
Co do samego przedstawienia, było to olbrzymie, trwające około 4 godzin (od 21:15 do 01:10) przedsięwzięcie, z udziałem setek artystów. Sceny zbiorowe były rzeczywiście imponujące, na scenie pojawiały się nawet konie i wozy. Całość wyreżyserowana jeszcze przez Franca Zeffirellego, z Clémentine Margaine w roli Carmen i naszą Aleksandrą Kurzak jako Micaelą. Don Josego zagrał Roberto Alagna.
Tak było:
Zatrzymaliśmy się w Weronie na jedną noc, znowu w hotelu Siena, który od zeszłego roku zdążył znacznie podrożeć. Chociaż może to termin wakacyjny był przyczyną takiej różnicy w cenie. Oczywiście w wolnym czasie, po południu, poszwendaliśmy się po Weronie, odwiedzając ulubione miejsca:
Nie mogło w czasie tego pobytu zabraknąć tradycyjnego aperola nad brzegiem Adygi, z widokiem na wzgórze i zamek św. Piotra, w sumie trzeci raz i pewnie nie ostatni:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz